Meksykowo w Lidlu tak mi zasmakowało, że postanowiłem dać szansę produkcjom biedronkowym.
Padło na nieznaną mi wcześniej pizzę Tandoori z kurczakiem. Tandoori w nazwie sugeruje indyjski rodowód i wypiekanie w piecu o tejże nazwie, w co wątpię, ale faktem jest że pizza jest wstępnie wypieczona w piecu (kamiennym).
Pizza w tej wersji obdarowana została serem mozzarella, pieczonym kurczakiem i papryką. Występuje jako produkt chłodzony, a nie mrożony, w przeźroczystym opakowaniu, co daje nam możliwość wglądu w zawartość składników przed zabraniem jej z lodówki. Wspomniałem o tym, ponieważ z
komentarza Celtyka87 wynika, że tego samego rodzaju pizze są w różnym stopniu obłożone składnikami, a w pizzach w tekturkach nie ma jak zerknąć co w środku.
W oczy rzuca się spora ilość kurczaka (naliczyłem 21 kawałków) jak na tak budżetowe produkcje, choć czy to jest budżetowa pizza skoro kosztuje dwa razy więcej niż inne dostępne w dyskontach (o zjadliwości tamtych nie wspominam)
Pizzę piecze się 7-8 minut w temperaturze 225 stopni, albo 180 z termoobiegiem.
Po upieczeniu prezentuje się następująco:
|
przykładowy kawałek, bez moich dodatków |
|
tutaj w całości, przy czym nadmiar sera wynika z mojego nienasycenia a nie szczodrości producenta |
Ciasto akceptowalne, nie powala ani też nie poraża. A jak na garmażerkę, to nawet nieźle. Udało mi się osiągnąć względną elastyczność i lekką chrupkość (nie przytrzymywałem za długo w piekarniku, 8 minut).
Kurczak jest słaby, czuć, ze nie jest pierwszej świeżości, choć do deadline`u był jeszcze tydzień. w smaku suchy i niesmaczny. Spokojnie mogłoby go nie być.
Papryka. Papryka zdominowała wszystko. Nawet fragmenty pizzy, z której usunąłem wszelkie dodatki a posypałem tylko goudą (na zdjęciu z prawej strony). Sos przeszedł papryką i ją czuć. Nie doceniałem jej.
Sera nie ma zbyt wiele, jak to w pizzach "z markietu", ale wizualnie jest go więcej niż w meksykanie.
Smak. Tu zaskoczenie. Skoro występuje z logiem złoty smok, w nazwie ma tandoorii, to spodziewałem się większego nawiązania do kuchni (przypraw!) dalekiego wschodu. A tu nici. Mdło i nudno. Nawet smak sosu którym pokryto placek jest słabo identyfikowalny. Ot, jest bo wszędzie jest, to i tu musi być. Na moim kawałku trafił mi się placek koloru brązowego, który po spróbowaniu okazał się być mixem przypraw, który po zasmakowaniu raczej nie wzbudzał pożądania.
Wskazane dodatki. Z sosem barcecue znacznie lepiej. Ale przecież nie o to chodzi. Przecie w szanowanych pizzeriach pytając o ketchup do pizzy można narazić się na gromowładne, nieznoszące sprzeciwu wbijające w kołnierz spojrzenie pizzera, po którym pozostaje tylko sprawdzić czy rowery stoją przed lokalem.
Cena 7,49 PLN, waga 400 g. Sprzedają, a właściwie pozbywają się tego w Biedronce.
Ocena: 3/10
Plusy:
- całkiem udane ciasto jak na "lodówkowe" produkty;
Minusy:
- fatalny kurczak. Jak ktoś jadł kiedyś kebaba z kurczaka o konsystencji sandała, to jest to ten poziom.
- za dużo papryki, zdominowała całość. Może pizza węgierska byłaby bardziej adekwatną nazwą?
- za słona. Rozumiem, że to efekt konserwowania mięcha coby wytrzymało do ustalonego terminu do spożycia? Chociaż moja połowica, męcząca połowę pozbawioną kurcoka też narzekała na słoność ogólną.
Brak pomysłu na całokształt. Co to miało być, pizza indyjska, chińska, czy fantazja technologa? Bądźmy konsekwentni i odważni, stosujmy przyprawy nawiązujące do jakiegoś konceptu, bo inaczej powstaje kolejny mierny zapchajgłód na jedną noc, bez opcji powrotu.
Nie polecam.